wszystkiemi formami wysokiego dostojeństwa, odgrodzili od pospolitych ludzi dumą bez miary.
Poniedziałkowe wieczory i wystawne czwartkowe obiady, na które tylko wybranych zapraszał, przedstawiały obraz bardzo ciekawy z wielu względów. Pomimo arystokratycznego pochodzenia, margrabia, który życie spędził na wsi z żydami, ekonomami i drobną szlachtą, tak się w Warszawie obchodził ze swemi gośćmi, jakby to byli jego oficyaliści. Że bardzo wielu urzędników dla dobra służby usunął i drugie tyle ze swej ręki kreował, zrobił sobie koło prozelitów, których pokora w jego salonie czasem rzeczywiście była śmieszną; ale margrabiowska koterya wyśmiewała się z niej, prawie otwarcie wice-gospodarz, prezydent miasta, wskazując na pochylone grzbiety dworaków i śmiejąc się z tego poniżenia, ledwie komu raczył kiwnąć głową, margrabia robił sobie żarty z tych, którzy mu rękę podawali, gdy on jej nikomu prawie wyciągnąć nie raczył, czasem umyślnie dobywał chustki od nosa, aby witającego oszukać i skwapliwie wychyloną dłoń zostawić pustą w powietrzu.
Gdy w poniedziałek zapełniały się salony, wielki mąż rozrachowywał każde
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/180
Ta strona została skorygowana.