podobno pomocy i współczucia spodziewać nie można.
— Pewien pan jesteś tego? — spytała wstając z krzesła Jadwiga.
— Najzupełniej... są nieprzełamane uprzedzenia może... ale... są.
— Oddałeś mi Pan swą szczerością prawdziwą przysługę — zawołała żywo — szczerość za szczerość, powiem panu, że nigdybym tu nie przyszła, gdybym nie miała nadziei ofiarą własnego upokorzenia okupić przyjaciela swobodę; uwalniasz mnie więc pan od wielkiej a nadaremnej przykrości, zabieram ciotkę, wynoszę się natychmiast i lżej odetchnę, gdy się uczuję na progu tego domu, otoczonego tylu żandarmami, a zapełnionego tak mundurowem towarzystwem...
— Za pozwoleniem — przerwał Albert — niech pani nie zapomina, że tych ludzi bezkarnie się nie obraża! Że jeśli nie zechcą pomódz, to bardzo mogą zaszkodzić. Wiedzą już, że się pani interesujesz tym człowiekiem, mogą się więc na nim mścić urazy, jaką mieć będą do pani, jako dobry przyjaciel zalecam ostrożność...
Jadwiga podała mu rękę i z uczuciem odpowiedziała:
— Dziękuję; dobrze żeś mię pan przestrzegł, nie trzeba nigdy zapominać, że
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/188
Ta strona została skorygowana.