Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

Zawahał się chwilkę, a potem oglądając, dodał ciszej: czy się ono mnie przydało, ale jakiem ja tam chodził raz, tobym przysiągł, że widziałem zamkniętego jednego pana, który tu był pierwszym razem u panienki i grzeczno bardzo ze mną rozmawiał. Taki słuszny, ciemnych włosów, ale biedaczyna teraz i pobladł i posmutniał, a pewnie mnie nie zobaczył, bo i oczów nie podniósł.
Jadwidze mocno serce uderzyło, silniej teraz jeszcze widziała w tem opatrzność Bożą.
— A! — nie mylisz się — rzekła — mój kochany — bardzo to poczciwe i dobre panisko. — Ale pamiętaszże gdzie on siedzi i poznaszże go drugi raz?
— O! — już to — nie chwaląc się — mnie Pan Bóg taką dał pamięć, że abym ino raz człowieka zobaczył, to go całe życie będę pamiętał, a i numer wiem, bom go sobie zapatrzył, a idąc tu, pomyślałem, coby panience powiedzieć. Bardzo mi się tego człowieka żal zrobiło, bo oni wszystkich takich młodych, to albo na Syberyę, albo szlą w sołdaty, a już ta żołnierska dola dla delikatnego człowieka, to ja wiem, co ona jest. I westchnął biedaczysko.
— Tylko miłościwa pani — rzekł ciszej — nie wydajcie mnie! nie wydajcie! com wam