Tomaszek odpowiadał bardzo roztropnie, a z całego toku jego użalań i mowy czuć było takie znużenie, taką tęsknotę do wiejskiego życia, iż Jadwiga domyślała się, że obietnicą uwolnienia z żołnierskiej niewoli i osadzenia za granicami kraju na kupionym mu kawałku gruntu, do największych ofiar pobudzić go będzie można.
Na ten raz jednak nie wyspowiadała mu się ze swej myśli; starała się tylko bliżej go poznać i wzbudzić w nim zaufanie.
Tomaszek tak się ożywił i ośmielił, że kilka słów, skreślonych ołówkiem na małym zrzynku papieru, wziął z sobą na próbę, dla oddania ich Karolowi, a pierwszego wolnego dnia przyrzekł przyjść i przynieść i jakąś o nim wiadomość.
Wynagrodzony sowicie, napojony i nakarmiony, gdy już miał odchodzić, Jadwiga zatrzymała go jeszcze.
— Słuchaj — rzekła — nie nad całą ziemią Moskal panuje; dużo naszych braci żyje pod Niemcami. Nie bardzo tam lepiej, ale trochę swobodniej. Kto wie, gdybyś się potrafił wyrwać tylko... Są ludzie coby dopomogli ci ujść za granicę, a tam znalazłby się może kawałek ziemi, chata i pokój święty.
Tomaszkowi aż oczy się zaiskrzyły.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/197
Ta strona została skorygowana.