— Ale za mego syna ręczę — żywo podchwycił pułkownik, który o mało z krzesełka nie spadł, chcąc wyrazistym ruchem poprzeć swoje twierdzenie — ręczę za mego syna, że się nie zepsuł. Jest wychowany w dobrych zasadach, a nadewszystko co do poszanowania prawej władzy i starszych, które w niego wpoiłem, mogę się nim pochlubić.
— Otóż to z tego właśnie najwięcej naszej młodzieży braknie — rzekł Abramowicz, znowu dobywając się do złotej tabakierki — dopóki nas mości dobrodzieju za najmniejsze przewinienie w skórę tęgo prażyli, wszystko było dobrze, teraz świat do góry nogami, młodzież myśli tylko o rewolucyach...
— Ręczę za mego syna, panie jenerale honorem wojskowym, że pod tym względem może za wzór służyć młodzieży.
— Niechże się strzeże w tem mieścisku, żeby z halastrą uliczną się nie wdawał, bo mu tu zaraz głowę przewrócą.
Rozmowa trwała jeszcze chwilę, delikatnie przetykana wspomnieniami przeszłości, które pan pułkownik tak zręcznie dobierał, ażeby się zbyt z teraźniejszością nie kłóciły. Abramowicz przekonawszy się, że stary towarzysz broni nic od niego, prócz jakiejś idealnej opieki nie żądał, wkońcu
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/20
Ta strona została skorygowana.