sali, do której nie rychło wszedł biedny Karol z żołnierzami. Starszy oficer, jak zwykle, przytomnym był rozmowie. Ciotka, która nie widząc Karola, dość stoicznie cierpienie jego znosiła, na widok jego bladej twarzy, pierwsza się rozpłakała. Jadwiga, choć drżąca i zmieszana, udawała spokój, a nawet trochę wesela, aby mu swym smutkiem nie powiększyć tego, jaki miał w duszy.
Karol choć blady, bo i ludzie i kwiaty blednieją w zamknięciu, miał postać mężną i czoło wypogodzone; usta się jego uśmiechały, a Jadwiga znalazła go stokroć piękniejszym niż kiedykolwiek. Gdy go wyprowadzono z więzienia, nie domyślał się wcale tego szczęścia, które go spotkać miało. Widok Jadwigi przejął go nadzwyczajnie, ale musiał hamować uczucie, ażeby jej nie zdradził. Znając położenie i stosunki, potrafił ocenić ofiarę, jaką dla niego uczyniła. Domyślił się trudności, jakie zwalczyć musiała. Na chwilę zapomniał, że jest więźniem i zdawało mu się, że to piekło w raj się przeistoczyło.
Tyle też tylko pociechy, ile jej oczy dać mogą, ile spojrzenie w serca wleje. Wzrok swobodny mówi niezrozumiałym dla zbirów językiem, gdy z ust mogą tylko popłynąć wyrazy obojętne i omijające pra-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/202
Ta strona została skorygowana.