nicą, są całe wioski jego braci i tak mnie macał, że to ja tutejszy, czyby my razem nie drapnęli. Otóż — dodał Tomaszek — (to tylko bieda, że ja muszę bardzo długo gadać, ale inaczej, to panienka nie zrozumiałaby), ten moskal, Nikifor, jest bardzo rozumny człowiek, bez niego ja w tej sprawie nic nie poradziłbym, a jak on się w nią wda, to chyba wszystko się dobrze zrobi...
Jadwiga, zamyśliła się nad tem bardzo, czy bezpiecznie było tylu ludzi do tajemnicy przypuszczać, obawiała się zdrady, umyślnej lub przez samą niezgrabność, mogącej wydać wszystko. Nie odrzucając więc ofiary Tomaszka, zażądała widzieć tego Nikifora, który mógł być wybawcą Karola. Ale potrzeba było, nie mówiąc mu nic, sprowadzić go pod jakimś innym pozorem.
Tomaszek wziął to na siebie i następującej niedzieli przyszedł z niemłodym już mężczyzną, którego uderzająca fizyonomia pełna powagi i surowości przypominała, mimo ochydnego munduru, pustelników i ascetów. Jakiś głęboki smutek, którym piętnuje niewola, oblewał jego lica, a na czole wisiała, jak chmura, troska, która się na niem głębokiemi marszczkami wyryła.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/208
Ta strona została skorygowana.