Tomaszek, prowadząc Nikofora, musiał mu wprzódy nagadać o swoich paniach, o ich stosunkach i przemożności, zapewnić go, że one jedne ucieczkę im obu ułatwić mogą, a nigdy w świecie by ich nie zdradziły.
Nikifor długo się wahał, ale przywiązany do swej wiary i mnóstwa ze starego zakonu wziętych jej obrzędów, taki miał wstręt i obrzydzenie do otaczającego żołnierstwa, tak pragnął się wydobyć i połączyć ze starowiercami, którzy pod panowaniem pruskiem szukać musieli swobody sumienia, że wiedziony nadzieją, poszedł z Tomaszkiem do jego pani.
Rozmowa ze starym żołnierzem była nadzwyczaj trudną dla panny Jadwigi, nie umiała ona po rosyjsku, żołnierz ani słowa po polsku, Tomaszek zaś, który za tłómacza służył, prócz służbowego języka, nie wiele moskiewszczyzny posiadał. Jednakże szło to choć kulawo i wziąwszy Boga na pomoc, Jadwiga musiała wyrzec wielkie słowo, że szło o ucieczkę więźnia z cytadeli i że okupem jego miało być nietylko bezpieczne przeprowadzenie starowierca za granicę pruską, ale dosyć znaczna suma pieniężna.
Moskal się na to uśmiechnął.
— Wyście przywykli — rzekł — do tych
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/209
Ta strona została skorygowana.