się zupełnie rozdobruchał, rozweselił, nazajutrz pułkownika z synem na obiad do siebie zaprosił, przyrzekł mu niekiedy na baletnicze arcydzieła gratisowy bilet do krzesła, i biorąc do serca nadzór nad synem starego towarzysza broni, oświadczył mu, że co dwie niedziele z obowiązku ma się stawić u niego i bywać na obiadach. Pułkownik był uszczęśliwiony, wdzięczność jego posunęła się aż do łez, o które zresztą nie było mu trudno, bo ile razy śmiać się mocniej zaczął, zawsze się niemi oblewał.
Zjadłszy ów obiad u Abramowicza, od którego żołądek wiejski nie przywykły do gorącej kuchni, mocno później szwankował, pułkownik, pewien, że synowi zapewnił bardzo zaszczytnego protektora, odjechał na wieś spokojny w sumieniu, a pan Edward pozostał w mieście przyczepiony do kancelaryi Towarzystwa Kredytowego, później łaskawie umieszczony przy biurze Towarzystwa rolniczego.
W obu młody człowiek nie wiele miał do czynienia, zostawało mu dość czasu na poznanie świata, ludzi i zrobienia sobie w mieście stosunków.
Tym, którzy czytali «Dziecię starego miasta», pan Edward obcym już nie jest; wiedzą oni z jak szlachetnym popędem usiłował się wcisnąć na woskowane po-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/21
Ta strona została skorygowana.