Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/235

Ta strona została skorygowana.

pomruczawszy adjutantowi, pożegnał i wytoczył się z całą swą świtą.
Gdyby nie ta roztrzęsiona słoma i nie ten gniew, kto wie czyby był nie pilniej oglądał izdebkę, a naówczas mundurby się nie ukrył przed jego okiem.
Chociaż wszystko już minęło, Karol uważał całą rzecz za straconą, zdawało mu się, że tego przynajmniej dnia ani myśleć nie można o ucieczce. Usiadł, ocierając zimny pot z czoła, gdy Nikifor wszedł a raczej zajrzał szybko przezedrzwi i ruchem przynaglił do pośpiesznego wyboru.
Karol więc znowu jął się roboty około bałwana i jakkolwiek mu się go udało ulepić, okrywając odzieżą, którą zwykle nosił, jednakże głowa okazała się niezmiernie do wykonania trudną. Ze zmiętej słomy niepodobna było prawdopodobnej głowy wykształcić i bielizna na ten cel użyta nie wiele pomogła. Karol, przypatrując się swemu dziełu, czuł, że po tej jednej części poznałby zaraz fałsz. Pocieszał się tą nadzieją wszakże, iż nie wszyscy oficerowie rosyjscy mają poczucie prawdy. Spiesznie potem przyszło się przekształcać i przeobrażać, bo puknięcie do drzwi celi lekkie lub trzykrotne chrząknięcie w korytarzu, miały oznajmić o porze do wyjścia właściwej. Karol, któremu Nikifor dał tylko