jak pierwszy, oszalał ze złości. Kazał się prowadzić pod numer czternasty, a przyszedłszy tam, uległ nieszczęśliwej pokusie, nie mając kogo bić, rozrucania i deptania tego, co na ziemi znalazł. Oficera oddano natychmiast pod areszt, warty poodmieniano i poaresztowano, a dopiero potem, wysłano rozkazy zamknięcia cytadeli, nie wpuszczania i nie wypuszczania nikogo.
Gdy uderzono w bębny, Karol był na moście, dosyć spokojnym krokiem zbliżył się do ostatniej straży, minął ją i wprzód już ostrzeżony, nie poszedł w kierunku ulicy Zakroczymskiej, ale wprost przed siebie. Naciągały gęste chmury i chociaż wieczór nie był późny, dosyć się zrobiło ciemno; w oddali za pochyłością wzgórza, spostrzegł Karol doróżkę i domyślił się że ona na niego czekała.
Czując, że go natychmiast gonić będą, w wielkiej był niepewności czy mundur, który miał na sobie, zrzucić czy go zatrzymać; mógł on go zdradzić, ale mógł w pewnym razie obronić. Tu już potrzeba było instyktu podyktowanego przez opatrzność, gdy chce ocalić lub zgubić człowieka. Karol wyrozumował sobie, że w każdym razie mundur był niebezpiecznym. Obejrzawszy się, iż go żołnierz ze straży, ani w koło nikt widzieć nie może, spiesznie
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/244
Ta strona została skorygowana.