Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/247

Ta strona została skorygowana.



Jadwiga, której Karol winien był swe oswobodzenie, pomimo starań Młota, pragnącego ukryć przed nią dzień ucieczki i oszczędzić jej straszliwego niepokoju, dowiedziała się, czy przeczuła kochającem sercem niewieściem tę straszną chwilę, w której rozstrzygały się losy najdroższego jej człowieka. Ciotka we wszystkie te zabiegi nie była wtajemniczoną, ale tego dnia widząc Jadwigę bladą, przechadzającą się nieustannie po salonie, wyglądającą przez okna, drżącą na szelest najmniejszy, biegnącą ku drzwiom za każdem ich otworzeniem, musiała się czegoś domyślać. Napróżno chciała rozerwać ją rozmową, Jadwiga odpowiadała monosylabami, westnieniami, a często takiemi słowy, które tylko dowodziły, że myślą gdzieindziej była.
— Ale co ci to jest moje dziecko? — spytała ją niespokojna. — Czyś ty chora? Czy się co stało, a taisz coś przede mną? Widzę po tobie, choćbyś ukryć chciała, że ci coś jest, a to mnie gorzej niepokoi niż naj-