Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/251

Ta strona została skorygowana.

— Na Boga — zawołała — godziłoż się to? godziło, przychodzić tutaj, gdzie lada nieroztropna szczebiotliwość człowieka, zdradzić was może?
— Droga pani — odparł z uczuciem przybyły, starym obyczajem powracający z niewoli, nieśli swe kajdany, by je zawiesić przed ołtarzem, jam już przejeżdżając przed kościołem, westchnął z wdzięcznością do Boga, ale mi należało przyjść tu jeszcze do mojej wybawicielki, aby jej powiedzieć, choć to jedno słowo dzięki. W tem jednem słowie, wierz mi pani, zamyka się wiele; wdzięczność, uwielbienie, cześć, wreszcie uczucie, na które może słów nie ma w języku.
— A ja — czy mam, czy nie mam do tego prawa, naprzód się z panem kłócić będę. Co za myśl? jak można było na chwilę przypuścić, ażeby tu pozostać? Pan powinieneś, pan musisz natychmiast uciekać? Nie powiem, że ja tego żądam, bo cóż by to znaczyło? ale przyjaciele pana, ci co go cenić umieją żądają, proszą, zmuszą.
— Przepraszam panią — rzekł Karol stanowczo, to być nie może; nie mówmy nawet o tem. Gdyby chodziło o ocalenie mnie, dlatego, abym gdzieś z zagranic kraju patrzył na to, co się tutaj dzieje z założonemi rękami, nigdybym się był