Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/258

Ta strona została skorygowana.

lat wprzódy, może by się było to wszystko obróciło inaczej, teraz półśrodki były jak ciepła woda w chorobie gwałtownego potrzebującej lekarstwa. Choć wielce jest rzeczą wątpliwą, czy książe szczerze był ze swoim mentorem, mentor wszakże pewnie się tych zachcianek domyślał, a może się z nich uśmiechał W Petersburgu i Moskwie jakimś instynktem zdawano się przeczuwać zdradę, której jeszcze nie było, i niegdyś popularny Konstanty, powoli zszedł na znienawidzonego. W tych ludziach, których sobie margrabia wybrał do współdziałania, szukając raczej posłusznych narzędzi, niż wielkich zdolności, nie znalazł on bezwładnych służalców, jakich się mieć spodziewał. Co było zacniejszego między niemi a jaśniej widzącego, opierało się, starało odwrócić groźną przyszłość, gdy naczelnik, z uporem ludzi małych, którzyby radzi za wielkich uchodzić, parł niczem nie zrażony dalej. Ślepota męża stanu, była prawdziwie niepojętą; ale okrążony kołem wybranych przez siebie zwolenników, nigdy po za nie okiem nie sięgnął, nigdy się nie domyślił, popełniając olbrzymie błędy, że się mógł omylić.
Usposobienie kraju, jeśli nie zupełnie, to najbliżej przynajmniej uosabiał pan Andrzej. Intryga, tego człowieka repre-