ojcu czy po matce, tego nie wiem, odziedziczył on charakter, którego główną cechą była, jeśli tak się nazwać godzi — zalotność.
Edward potrzebował podobać się wszystkim wogóle, nie narażać nikomu i gotów był do największych ofiar, byle być dobrze widzianym. Rozumie się, że ta słodycz charakteru tylko się do ludzi sfer wyższych stosowała. Co się tyczy tłumu, gawiedzi, hałastry ulicznej i tem podobnie, (gdyż Edward tym, z kim nie żył, nazwisk obelżywych nie żałował), był dla nich więcej niż obojętnym, pogardzającym i zimnym. Za to nie było milszego, gładszego, słodszego człowieka dla tych, których potrzebował, nad pana Edwarda.
Natura dała mu instynkt pochlebcy, zwinność dworaka, potulność żebraczą, i uśmiech miodowy, którym witał często nawet gorycze, jeśli z góry płynęły.
Taki człowiek nie mógł się nie podobać, tam zwłaszcza, gdzie wszelka niezależność charakteru uważana jest za grzech śmiertelny; trudniejsi mówili nań, że jest troszkę za miękki, ale chwalili jako bardzo dobrego chłopaka.
Przybywszy do Warszawy, chociaż czas jakiś bawił za granicą a wyraz bawił ma tu ściśle określone znaczenie, Edward nie przywiózł z sobą żadnego zdania wyro-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/26
Ta strona została skorygowana.