już co najprędzej uciec w obawie straszliwej kompromitacyi. W głowie mu się pomieścić nie mogło, jak ten człowiek, co się śmiał wyrwać z cytadeli, mógł chodzić po ulicy w biały dzień i najmniejszej po sobie nie okazywać niespokojności. Nie wiedząc co mówić, pochwaliwszy pogodę, słońce, powietrze i wieczór, Edward zakręcił Się, ukłonił i drapnął.
Wrażenia tchórza były tak silne, że się ani opatrzył, jak wbiegł do Botanicznego ogrodu, i jak uderzył się o stojącego tam policyanta. Strwożony tym wypadkiem, który poczytał za złą wróżbę, uciekł w kąt na ławeczkę i na seryo rozmyślać począł, co miał czynić. Edward nie miał już wcale ochoty do denuncyacyi, ale straszliwie się lękał, żeby rząd dowiedziawszy się jakimkolwiek sposobem, iż się ze zbiegiem zetknął, nie kazał go za to powiesić albo rozstrzelać. Rzecz zdaje się śmieszną w Europie, ale w Rosyi, kto natychmiast nie daje znać rządowi o jakimkolwiek politycznym wypadku, kto go tai, kto nie chce być zdrajcą, choćby szło o własne dziecię, lub o rodzonego ojca, może wyśmienicie wisieć lub pójść do ciężkich robót. Moralność urzędowa, domaga się tego od wszystkich bez wyjątku. Edward bardzo dobrze wiedział o tem, drżał wewnątrz o szacowną
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/271
Ta strona została skorygowana.