Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/284

Ta strona została skorygowana.

Urzędnik miął kapelusz w ręku, nie wiedząc co mówić.
— Chwała Bogu — dodał po chwili — że pani to tak jakoś wesoło przyjmuje. Ja szczególniej za to wdzięczen jestem, bo misya moja, daleko mniej przykrą się stała.
— Możesz pan być zupełnie spokojny o nas — rzekła Jadwiga. — Ciocia sobie wypocznie — ja odetchnę świeżem powietrzem, a że uchodzę jak widać, za niebezpieczną jakąś rewolucyonistkę, zmienię tylko teatr mych wielkich czynów; będę buntować włościan i szlachcie wiejskiej głowę zawracać.
Urzędnikowi te żarty były wcale nie w smak, zmarszczył się i rzekł:
— Rozumiem, że to są żarty, ale gdyby w nich miała być choć cząsteczka prawdy, musiałbym panią przestrzedz, że w takim razie, wygnanie na wieś, mogłoby się zmienić na inne, daleko mniej wygodne...
— Naprzykład? — spytała panna Jadwiga.
— Pani mnie zmusza, abym był nieszczęśliwym prorokiem, bo w teraźniejszych okolicznościach, niestety, rząd jest zmuszony chwytać się często dla niego samego wstrętnych środków!