tecznością, która prędzej, lub później spotkać nas musi. Ale jak ze wszystkiem, tak i z tą groźbą śmierci człowiek w końcu obyć się musi.
Jadwiga z uwielbieniem spojrzała na młodego chłopaka, który był tak wesół, przytomny i rzeźki, jak gdyby przybył na zabawę. Oddadzą nam kiedyś tę sprawiedliwość nieprzyjaciele sami, że żadna może ze znacznych epok, nie wydała tyle charakterów, tyle poświęceń, tak bohaterskiego zaparcia się, jak obecna.
Przed wieczorem jeszcze prasa i czcionki, wyjechały na furgonie, razem z wszystkiemi papierami, które ukryć było potrzeba. Jadwiga wyręczając ciotkę, zajęła się pakowaniem, rachunkami, całem tem uciążliwem przygotowaniem do podróży, które się staje nieznośnem, gdy na nie zabraknie czasu. Wśród tej pracy, jedna myśl ściskała serce i łzy napędzała do oczów. Wiedziała ona, że na wsi potrafi być użyteczną, że w mieście ktoś ją zastąpi, ale ten nagły wyjazd oddzielał ją od Karola, kto wie na jak długo, może na wieki. On pozostawał wśród niebezpieczeństwa, a ona ani go z nim dzielić, ani nad nim czuwać nie mogła. Gdybyż choć go pożegnać, choć ścisnąć dłoń jego i oczyma powiedzieć: Do zobaczenia, na tym, lub na tamtym świecie.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/298
Ta strona została skorygowana.