Dziwne są czasem i losy budowli, które jak ludzie przechodzą przez różne koleje; tak ten skromny dawniej hotel Gerlacha, z którego spekulacya zrobiła olbrzymi hotel Europejski, był wprzódy przytułkiem szlachty przyjeżdżającej ze wsi, potem ogromnym karawan-serajem niby Europejskim, potem cmentarzem, w którym złożono ciała ofiar z 27. lutego, nareszcie dziś kordygardą moskiewską. Przed lutym mieścił on w sobie najrozmaitsze towarzystwa, jak wszystkie hotele podobne do brzegów, na które fala i ziele i skorupki ładne i brzydkie kamyki wyrzuca.
W jednym z pokojów na dole, mieścili się w skromnej izdebce literaci i artyści, których wieczorne posiedzenia tak nie długo trwały, i tak się jakoś nieszczęśliwie kleiły; na górnych piętrach mieszkało dużo paniczów z góry spoglądających i na owe kwiczoły literackie i na to co się w ulicy działo. W samych początkach, gdy się uczucia patryotyczne jawniej okazywać