Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/321

Ta strona została skorygowana.

wrzało uczucie, nie powiedzieli słowa, któreby je zdradzić mogło. Czuli, że w tej wielkiej chwili grzechem istotnie była nawet najczystsza miłość, która odrywać mogła od miłości ojczyzny, i nie oni jedni, ale cała niemal młodzież w tej uroczystej godzinie była jakby w świątyni, w czasie mszalnej ofiary, gdy nikt stojąc przy ulubionej nawet spojrzeć na nią nie śmie, a wszystkie oczy są na ołtarzu, a wszystkie dusze w modlitwie, a wszystkie serca w Bogu. Takiego oderwania się od ziemi, od wszystkiego, co na niej jest nam najdroższem, nie pokażą nam dzieje nigdy i nigdy, kochankowie, rodziny, małżeństwa, zapominali o sobie, aby tylko służyć ojczyźnie. Postrach, ten wielki środek w innych czasach, tu był raczej bodźcem niż hamulcem, nie wstrzymywały niebezpieczeństwa, ale nęciły.
Pośród rozmowy wbiegła panna Ema, wlokąc szal za sobą, gubiąc chustkę, w kapeluszu, który jej na ramiona spadał, cała rozogniona tem, co widziała i słyszała w mieście. Obleciała już ona wszystkie swoje znajome, była pod cytadelą, wiedziała kogo wywieźli, kogo wzięli, nawet kogo dzisiejszej nocy szukać miano. Żadna z prawd i plotek krążących po Warszawie, nie uszła jej ucha. Spisała ile uczennic było