Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/328

Ta strona została skorygowana.

stopy, jak niegdyś Mikołajowi rzucono Węgry po poddaniu się Gőrgeja.
Gdy w pałacu Brühlowskim już uplatano wieńce laurowe na czoło zwycięzcy, z drzewek pokonfiskowanych w botanicznym ogrodzie, w mieście praca była ogromna nad powstrzymaniem wybuchu, nad uregulowaniem go, gdyby był nieuchronnym. Wszyscy niestety widzieli, że godzina walki się zbliża, ale rozrachowując siły, nikt jej na swą odpowiedzialność brać nie chciał. Do ostatniego momentu wahano się jeszcze, jak postąpić. Wszystko, co poprzedziło tę chwilę, czyniło wybuch nieuchronnym, ale nikt, powiedzieć można, nie gotował go umyślnie, bądź co bądź był on napisany w przeznaczeniu. Jakkolwiek się on ukończy, chciały go losy więcej, niż ludzie.
Gdy policya pana margrabiego najczynniejszą była w poszukiwaniu niewidzialnych ruchów przewódzców, gdy omackiem chwytano kto się nawinął, sądząc, że zabierają podżegaczy, wszystkie usiłowania ludzi wpływu zmierzały jedynie do tego, aby odroczyć wybuch i ludność uspokoić. Tyle w niej było pragnienia boju, choćby miał być najnieszczęśliwszym, że nikt nie potrzebował zagrzewać do niego, że musiano tylko hamować i łagodzić. Wszyscy