ci, którzy się spodziewali, że ich branka dotknąć może, dopominali się gwałtem broni, dowódzców i gotowali się raczej na śmierć, niżby mieli znosić haniebną niewolę. Ostatnie miesiące roku 62 płynęły w złowrogiej ciszy, okupionej niezmierną pracą, niewidoczną, ale nieustanną; musiano szkółkami, odczytami zajmować ludność miejską, aby ją oderwać od nieustannie przytomnego celu, od jedynej jej myśli — powstania. Pomimo najściślejszych poszukiwań policyi na nic ona zdrożnego i zakazanego wpaść nie mogła, nikt nie podburzał, wszyscy starali się uspokajać.
Świadczą o tem wszystkie druki ówczesne, nakłaniające do pracy, usiłujące przekonać lud, że sam bierny opór i bezbronne męczeństwo dla sprawy narodowej mogą być wielką zasługą.
Dni biegły z nadzwyczajną chyżością, a jakikolwiek miał być koniec, zawsze bardzo wiele do uczynienia pozostawało.
W ten lud, w który Bóg wlał tak cudowny instynkt, a który od 2 marca cały jednem jakiemś natchnieniem boskiem zdał się być ożywiony, w ten lud, długo pozbawiony wszelkich środków kształcenia się, potrzeba było wpoić wszystko, na co samym instynktem i natchnieniem trafić nie mógł. Na pokój czy wojnę trzeba go było
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/329
Ta strona została skorygowana.