— Zrobiłam, com była powinna, przyleciałam z raportem jak waryatka, doniosłam co się święci, a jak się co złego stanie, umywam ręce.
— Niech się pani nie boi, — rzekł Młot, — żart na stronę; zacna panna Jadwiga nadto tu jest potrzebną, żebyśmy ją z miasta wypuścić mieli.
— A nadto jest upartą, żeby w mieście chciała zostać, — przerwała Ema. — Trzeba użyć bardzo gwałtownych środków, dać jej zajęcie, przykuć ją tu, bo inaczej uciecze, ja wam powiadam. Teraz zaś, — dodała, zbierając spadającą i osuniętą salopę, — poświećcie mi na schodach, bo idąc na górę, natłukłam sobie guzów, a wracając na dół niezawodnie kark skręcę.
Karol wziął świecę ze stołu i pospieszył za nią; rada była, że w sieniach się jeszcze sam na sam z nim rozmówić mogła, nalegając gorąco, aby całego swego wpływu użył do powstrzymania Jadwigi od tego kroku, mogącego mieć następstwa bardzo smutne. Widziała po Karolu, że wiadomość ta dziwne jakieś i przykre na nim zrobiła wrażenie, zeszła więc spokojniejsza i powróciła do domu prawie pewną, że Jadwigę potrafi, z pomocą Karola, przekonać.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/354
Ta strona została skorygowana.