szukać ukrytych w lasach dzieci Warszawy.
Na poczcie nie chciano mu dać koni, potrzeba więc było szukać we wsi, przenieść się do austeryi i czekać, aż by ich dostarczono.
Była to chwila dosyć dla podróżnych ciężka do przebycia; traktem przejeżdżało mnóstwo wojskowych, kręcili się ludzie podejrzani, uwijali się kozacy, bądź co bądź należało za jakąkolwiek cenę, dostać koni, aby się stąd wydobyć. Przepłacająć zaś je i nie targując jak należy, zwrócić można było podejrzenie w chwili, gdy za nikogo nikt ręczyć nie mógł.
Tomaszek dostrzegł kilku żołnierzy znajomych i musiał się skryć w karczmie, aby go nie zobaczyli. Karol więc sam chodził po konie i to go naraziło na wcale nieprzyjemne spotkanie.
W chwili, gdy do izby karczemnej powracał, zetknął się w progu z oficerem polakiem, który w początku po uwięzieniu jego, jakiś czas bywał na straży w cytadeli. Z tego powodu obchodził razem z innymi cele więźniów, a gdy byli sam na sam, parę razy przyjaźnie się do Karola odezwał. Nadto mu się w pamięć wraziła fizyognomia więźnia, żeby jej teraz nie poznał; widocznie uderzony nią zatrzymał się, na
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/366
Ta strona została skorygowana.