Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/373

Ta strona została skorygowana.

dakom, dacie mi co przekąsić na prędce to dobrze, a nie, pójdę z niemi do jednego kotła.
Kapitan zdawał się zdziwiony, słowa jednak nie rzekł, pobiegł na przeciwko przyspieszył przekąskę i powrócił zaraz dopytując o człowieka, który przybył z Karolem, coby był za jeden.
— To mój towarzysz, a niedawno jeszcze żołnierz moskiewski.
— A! więc i on do obozu? — zapytał kapitan.
— I ja i on, kochany kapitanie.
— Jakby się co porządniejszego zebrało — odparł stary — a było z czem, to i ja. Tylko przyznam się panu — dodał — pójdę tak jak na polowanie na upatrzonego, bo żeby z tego co miało być, jakoś mi się w głowie nie mieści. Tam jest regularne wojsko, armaty, obozy, wszystko, jak się należy, a u nas czterech szewców, dwóch krawców, kowal, ot i po wszystkiem. Cóżmy z niemi zrobimy?
— Zrobimy z nich żołnierzy — odpowiedział Karol — nie zapominajcie o tem, że Moskale mają wszystko, oprócz tego co stanie za wszystko — prócz ducha. My się nie boimy śmierci i ci rzemieślnicy, pójdą z kijmi na bagnety...