— U ciebie pewnie zbiegli rekruci się kryje? hę?
— A kto ich wie? — rzekł kapitan.
— Niby to ty nie wiesz?
— Albo ja w lesie siedzę?
— Ty buntowczyk!
— Jeszcze nie — odpowiedział kapitan — ot dalibyście pokój, chcecie się wódki napić?
— Dawaj wódki, ale trzeba w twoim dworze przeszukać?
— Czego? owsa dla koni?
Oficer kozacki zaczął się śmiać.
— Wódka wódką — rzekł gospodarz — niech tam konie popasą a wy z nami zjedcie[1] krupniku.
Z początku zawahał się oficer, ale zsiadł z konia i wydawszy rozkazy żołnierzom, złagodzony jakoś, wszedł do dworu.
— To pan doktór z Mińska — odezwał się — prezentując gospodarz, ale kozak ani spojrzał na gościa, westchnął, otarł czoło, napił się wódki i ochoczo siadł do jadła.
— Kogo wy tu u licha szukacie — spytał po chwili gospodarz.
— Oj mądry, ty mądry, palcem grożąc na nosie — rzekł kozak — niby to wy lepiej odemnie nie wiecie, co się w Warszawie dzieje i na co to się zabiera!
- ↑ Błąd w druku; winno być zjedzcie lub zjecie.