gnęło, ale, da Bóg, powoli się to wszystko poprawi i jakoś lepiej będzie.
— Ale zlitujcie się — począł inny, ratujcież prędzej, bo tu się kości nasze zostaną.
— Wieleż tu was wszystkich jest
— Będzie bez mała do stu, co chwila nowi przybywają, a tu ani budy, ani chleba, ani garnka, ani żadnej rzeczy która jego jest.
— O wszystko się postaramy — dodał Karol — tylko co nie widać, jak nam chleb, kaszę i mięso przywiozą.
— A co gorzej, mój dobrodzieju — krzyknął inny z daleka podnosząc głos — jakby ta psia wiara Moskal przyszedł, chybabyśmy z kijami na niego wystąpili, bo na stu ludzi nie wiem czy dziesiątek strzelb się znajdzie, kilkanaście pałaszy i coś tam nożów rzeźniczych.
— Broń nadwiozą także — rzekł Karol głośno — jest do tej pory źle, ale musi być lepiej, tylko widzę panowie bracia, darujcie mi, że wam to powiem, trochęście też ręce opuścili; możnaby tu i z tego lichego obozu lepszego coś zrobić, a pokładłszy się na deszczu i czekając zmiłowania bożego, człek gotów zamrzeć z samej desperacyi.
— A cóż tu proszę pana robić — odezwał
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/385
Ta strona została skorygowana.