Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/396

Ta strona została skorygowana.

rym coś z oczów źle patrzało. Ostrzegł też towarzysz Karola, iż ludziom tym spełna dać wiary nie było można. Udawali więc, on geometrę a tamten włościanina z wsi pobliskiej, który go do dworu prowadził. Upletli całą historyę, aby wytłómaczyć dlaczego po słocie szli pieszo, szynkarz jej słuchał, ale z widocznem niedowierzaniem. Szło o to, aby do jednej z wiosek pobliskich dostać koni. Po długich targach zgodził się zawieść ich gospodarz; uważali wszakże, że przedtem w alkierzu długą z żoną odbywał naradę. Milcząc, siedli na wóz i ruszyli; obaj byli tak znużeni, że i Karol się zdrzemnął i przewodnik jego na ramię neofity pochyliwszy głowę, chrapał.
Nie dostrzegli więc, jak ich woźnica, inną wcale niż potrzeba było powiózł drogą. Nagle obu ocucił krzyk moskiewski nad głowami i spostrzegli, że ich zawieziono do karczmy, którą do koła otaczali kozacy.
Przewodnik Karola zupełnie stracił przytomność, ale grożące niebezpieczeństwo dodało zimnej krwi młodemu człowiekowi, który zdradę woźnicy spostrzegłszy, miał nadzieję z rąk Moskwy z pomocą odwagi się wydobyć. Nie zmieszany wcale, powoli zsiadł z wozu i zaczął pytać, po co tu zajechali? Widząc go tak pewnym siebie, furman, trochę się splątał i zaczął tłómaczyć,