Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/402

Ta strona została skorygowana.

zagłuszyły księdza, który już próżno chciał przyjść do słowa. Zebrało się wnet kilkunastu ochotnika i obsiadłszy furmankę, ruszyli ku karczemce.
— Czekajcie, w ukropie kąpani, szalone pałki — krzyknął Bernardyn — toć to chrześcianin; jeśli mnie nie weźmiecie, nie będzie go komu wyspowiadać. Odbędzie się przynajmniej rzecz regularnie, ja z wami.
Wzięto tedy księdza, ale zmierzchło dobrze nim się do karczemki dostali; obstąpiono ją po cichu, Wojtek wszedł pierwszy; poznawszy go szynkarz, struchlał.
— No bratku — rzekł chłopak — mamy z sobą rachunek.
Na te słowa i ducha nie stało w zdrajcy, spostrzegł on, że okna i drzwi były obsadzone, nie próbując się nawet tłómaczyć, chciał przekupić, ofiarując im wszystko co miał, ale się z niego tylko naśmiano. Obawiano się go wieszać w pobliżu lasu, aby podejrzenia na schroniony w nim obóz nie ściągać, ale nazajutrz rano wisiał jak należy o dwie mile stamtąd, a ojciec Łukasz miał tę pociechę, że go na śmierć po chrześciańsku przygotował...
W nocy wszyscy powrócili do obozu.
Rząd moskiewski nieraz się starał rzucić plamę na powstanie nasze za doraźne dekreta śmierci, które, broniąc się, musiano wy-