Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/406

Ta strona została skorygowana.

jak go do roboty nakłoni. Był to człek stary, bardzo zamożny, majster dobry, ale przytem zawadyaka i nie łatwy do użycia. Wsunął się do izby w swym skórzanym fartuchu, oczerniony od węgla, i nim się namyślono jak do niego przemówić, stanął w progu, pytając o rozkazy.
Właściciel wioski był człowiekiem dobrodusznym i nieco miękkim, spojrzał na Karola, widocznie się wahał. Karol spostrzegł, że musi na siebie wziąć wszystko i przystąpił do majstra śmiało.
— Panie majstrze — rzekł — ja tu jestem gościem i z daleka, zajechałem do waszego dziedzica, pytając o kowala, mam robotę dużą; ile zarabiacie dziennie?
— To tam bywa różnie, ale ja się odednia nie najmuję — rzekł kowal.
— Wszystko jedno — odpowiedział Karol — najmiecie się jak zechcecie, ale pojedziecie ze mną.
— Gdzie bym ja zaś miał jechać? czy to ja cygan, żebym się za robotą włóczył, jest jej w domu, ledwie człek nastarczy.
— A ja wam mówię, że pojedziecie — przerwał przybyły — sprawa pilna.
Kowal spojrzał bystro w oczy Karolowi, kiwnął nań ręką i cicho mu szepnął:
— Czy to kosy oprawiać?
— A no tak.