Rozmowa naturalnie toczyła się o Warszawie, o prześladowaniach moskiewskich, o rozpoczynającem się powstaniu narodowem, ale nie mogła trwać długo, bo czas był krótki, a tuż i doktór, którego posłane konie niedaleko od wsi spotkały, nadjechał.
Był to młody Izraelita, Polak, który niedawno nauki ukończył w Berlinie, chłopak bardzo miłej powierzchowności, wykształcony, pełen talentu, ale utrapiona gorączka. Nigdzie na miejscu długo wytrwać nie mógł, potrzebował nużącego zajęcia, aby zbytek życia, jaki w nim był, wyszafować. Leczył najczęściej darmo, bo był sam z siebie dość zamożny, jedynie dlatego, aby mieć praktykę, oprócz tego grał na fortepianie, śpiewał, rysował karykatury, bawił się chemią i mikroskopem, pisał wiersze i zakochiwał się co trzy dni. Wszystkie te zajęcia razem jeszcze go nie wyczerpywały, pełen był życia, a życie to w jego żyłach płynęło młodzieńczem weselem, z czarnych oczów i z ust rumianych zdawało się buchać i tryskać. To też doktór Hensch pożądanym był w każdem towarzystwie i do każdego umiał się wybornie zastosować. Z uczonymi polemizował do upadłego, po łacinie, po niemiecku, po francusku, po angielsku, po polsku. W salonach arystokratycznych mówił o Londynie, Paryżu, modach i dro-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/408
Ta strona została skorygowana.