Nieopodal od niego drugi w gorączce majaczył, przyśniwały mu się niebezpieczeństwa, Moskale, bitwy, zrywał się niekiedy i chciał biedz na wroga, ale osłabły padał, to znowu w pośród szału jasną wstęgą przesuwały mu się przez głowę jego wspomnienia młodości weselszej, ukochanej, którą pożegnał przy wyjściu z domu, i zabaw młodzieńczych...
Hensch spoważniał, przypatrując się tej poważniejszej stronie wielkiego obrazu, który w sobie wszystko od śmierci aż do wielkiego wesela zawierał. Wezwany widać do umarłego zapóźno, nadbiegł też i ksiądz Łukasz z brewiarzem i modlitwą, a gdy lekarz klękał nad chorymi badając puls i przemyśliwając nad lekarstwem, drudzy tymczasem zająć się musieli nieboszczykiem, którego zaraz z szałasu wyniesiono.
Nie można było odwlekać pogrzebu, aby tym obrazem śmierci nie zasmucać obozu, w którym swoboda ducha i wesołość były warunkami koniecznemi. Chciano nawet, odniósłszy ciało na bok, pogrzebać je na ustroniu po cichu, ale płaczący nad nim brat i otaczający do koła towarzysze jęli nalegać na księdza, ażeby się to odbyło z jakimś chrześciańskim obrzędem. Należało oddać cześć pierwszemu, który umarł dla Ojczyzny.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/414
Ta strona została skorygowana.