Trumny dostać było niepodobna, ani jej zrobić tak na prędce; sam brat ułożył to ciało na spoczynek wieczny, z krzyżykiem macierzyńskim w rękach, obszyto je płaszczem jak całunem, a kilku ludzi poszło przodem na wzgórku pod starym dębem wykopać mogiłę.
Zmierzch już był dobry, gdy się ukończyły przygotowania. Z kilku grubych gałęzi zrobiono nosze, na które trup był włożony. Przodem szedł ksiądz z krzyżykiem w ręku, komży i stule, odmawiając modlitwę za umarłych, za nim parami towarzysze i przyjaciele zmarłego; czterech z nich, a między nimi brat, nieśli na ramionach ciało; na czarnym płaszczu, który je okrywał, przyszyto krzyż z białego płótna; zamiast świec służyły trzymane w rękach rozpalone drzazgi łuczywa do pochodni podobne. Powoli smutny ten orszak pociągnął na wzgórze, gdzie widać było mogiłę oświeconą wielkim stosem rozpalonych gałęzi sosnowych.
Dziwnie uroczo i fantastycznie malowało się to w mroku nocnym, przyćmionym jeszcze mgłą gęstą. Spuszczono zwolna ciało biednego młodziana do grobu pod splecionemi starego dębu gałęźmi, a w tej chwili zwykłym wojskowym obrzędem, kilkadziesiąt wystrzałów rozległo się po lesie, żegna-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/415
Ta strona została skorygowana.