jąc żołnierza. Ksiądz ukląkł, odmówiono Anioł Pański, sypnęła się ziemia garściami i wkrótce dół napełniła. Pierwszy brat, który klęczał i modlił się dotąd, wstał nagle, otarł łzy z ócz i niepewnym głosem zanucił Boże coś Polskę. Pieśń ta była jakby mową pogrzebową dla poczciwego chłopca, który umarł dla tej Polski...
Cały obrzęd przejął jakiemś wrażeniem smutku wszystkich, co mu byli przytomni. Spostrzegł to ksiądz Łukasz i gdy się pieśń skończyła a wszyscy już rozchodzić mieli, postawiwszy skromny krzyż w głowach grobowca, dał znak ręką, iż mówić pragnie.
— Bracia! — rzekł — oto pierwsza ofiara, którą Pan Bóg wybrał z pomiędzy nas, ale żołnierzom Chrystusa i ojczyzny smucić się i płakać nad nią nie przystało. Wszyscyśmy się ofiarowali, jednego przyjęto tymczasem, aleć to kolej nasza żołnierska, a dalej i wszystkich ludzi. Umrzeć to nic, ale poczciwie, jak on, to sztuka. Pan Bóg zadatek wziął, ale reszta długu na naszych ramionach. Więc bracia, nie do łez, bo to babska rzecz, ale do roboty, do rusznic, do siekier i chwalić Najwyższego, że tego chłopczynę słabego prędzej wziął, oszczędzając mu tego, co my jeszcze mamy przed sobą!! Otarłszy oczy, bracia, pomodliwszy się w imię Boże, każdy do swego,
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/416
Ta strona została skorygowana.