mować — sami przekonać się o sile i pozycyi zajętej przez Moskali.
Objechali cicho lasem ich stanowisko, znaleźli w istocie rozłożonych na ziemi, w większej części śpiących, bez placówek, bezpiecznych i nie w zbyt przeważnej sile... Można więc było szczęścia spróbować. Żołnierz napity, zmęczony pochodem, był senny, nikt się nie spodziewał i nie przypuszczał napadu. Gdy z tego rekonesansu powrócili do swoich, wrzała młódź, rwąc się z do pierwszej próby; gorączka jej może była ze wszystkiego najstraszniejszą. Po kilkakroć więc wydawszy rozkazy i przypomniawszy potrzebę i obowiązek posłuszeństwa, Karol rozdzielił na dwoje oddział, rozporządzając nim tak, aby na nieprzyjaciela ze dwóch stron mógł uderzyć. Przodem szli orężni, z tyłu kosy i piki, a że to było pierwsze starcie, wszystko pałało żądzą niezmierną spotkania...
Ostrożnie, po cichu, podkradając się, szli z obu stron lasem, a szczęście chciało, by im nad ranem ciężki sen żołnierzy i ich nieopatrzność dozwoliły tak się przybliżyć, iż na pierwszy okrzyk: »Wiara! Polska!« dopiero się Moskale rzucili do broni...
Broń stała w kozłach, szyku nie było, strach owładnął nimi aż do starszyzny, pomieszane głosy, komenderówki sprzeczne,
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/429
Ta strona została skorygowana.