Gdy Gros to mówił, na wyrażenie w liczbie mnogiej siedzim, Albert znaczącą zrobił minę, inni po sobie spojrzeli.
— Więc dlatego, że inni chcą heroiczne wystrajać burdy, szlachta ma biedz za nimi baranim pędem?
— Ale czy to są burdy tylko? — zapytał się Henryk.
— Jakże ja to mam inaczej nazwać? — odparł Albert — jeśli taka garstka ludzi porywa się z gołą pieścią na przeważną siłę milionów £
— Bohaterstwem — rzekł Henryk — ale nie koniecznie burdą.
— O co wam chodzi? — przerwał inny — tu jedno z dwojga wybierać trzeba: albo znosić co cierpimy, albo się dobijać lepszego.
— Ale mi nie zaprzeczysz — podchwycił Albert — że są przynajmniej dwa, jeśli nie więcej, sposoby dobijania się tego lepszego, niekoniecznie pięścią... można i rozumem.
— Tak, jeszcze dodaj i wallenrodyzmem! — zaśmiał się Gros. — Wszystko to doskonałe, dla tych, co chcą za ludzi czynu uchodzić, a nic nie robić i żadnych ofiar ponosić sobie nie życzą. Widzieliśmy takich Wallenrodów okrytych gwiazdami, biorących po kilkadziesiąt tysięcy pensyi i chowających w ciemnej komórce portret
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/43
Ta strona została skorygowana.