się, zbili w kwadrat, ale po chwili namysłu nie chcieli rzucić się na powstańców zajmujących ich stanowisko dla odbicia łupów, sądząc, że napastnicy, których liczby ocenić nie mogli, muszą być znacznie silniejsi, gdy się ich napaść odważyli. Karol zaś zabrawszy porzucone karabiny, jaszczyk ów zielony z ładunkami, trochę pieniędzy, nieco rańców i inne łupy mniejszej wartości, nie sądził także roztropnem ścigać nieprzyjaciela... szczęśliwy, że pierwsze zetknięcie było zwycięskiem, cofnął się w las, na dawniejszą drogę i w porządku poszedł, wśród radosnych okrzyków młodzieży tryumfującej. Wielu z niej rwało się na resztki Moskali, nie można im było wszakże dozwolić wycieczki niebezpiecznej i rozkazy wydano najsurowsze, do dalszego pochodu.
Trudno jest odmalować uczucia tych kilkudniowych żołnierzy po odniesionem tak łatwem zwycięstwie, które niemal całe winni byli roztropnemu kierunkowi starego kapitana. Z jakim zapałem idąc zaśpiewali znowu chórem tryumfu Boże, coś Polskę!
Trudno też opisać, z jakim wstydem ów oddział piechoty począł powolny marsz do wsi, z której był wyszedł przed dwudziestu czterema godzinami. Stracił on kilku ludzi w zabitych, miał kilkunastu rannych, postradał zielony jaszczyk i kilkadziesiąt
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/431
Ta strona została skorygowana.