się pierwsze straże nadchodzącego oddziału. W tej samej chwili bez niczyjego rozkazu, jakby prąd jaki ognisty przeleciał piersi wszystkich i jednym głosem zanucili:
Boże coś Polskę...
Okrzyk ten był hasłem rozpoczynającej się potyczki; chmura Moskali, z dzikiem wyciem, poczęła się walić z lasu, a strzelcy rozsypani dokoła, ognia dawać ku powstańcom. Ze strony ich rzucili się także krzaki ochotnicy lepiej strzelający, biorąc na cel Moskali. Z obu stron zdawano się przez chwilę namyślać. Dowódcy naszego oddziału badali siłę przeciwnika i rozpatrywali się, czy nie było z drugiej strony jakiej zasadzki. Zaledwie Bernardyn zlazł z pieńka, gdy gęsto świstać zaczęły kule, a Moskwa z wielkiem hurra! puściła się na powstańców. Wytrzymali oni pierwszy wystrzał, przypuścili dość blisko i dopiero wziąwszy dobrze na cel, dali ognia całym szeregiem. Na przedzie stali najwprawniejsi strzelcy, to też prochu nie zepsuli i z szeregu ubyło dużo ludzi, tak, że szyk się zmieszał i pochód wstrzymał na chwilę, ale ufając w liczbę, Moskale zaraz ponowili atak, który znowu strzałem odepchnięto. Gorętsi z powstańców bez żadnego rozkazu wysforowali się naówczas
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/437
Ta strona została skorygowana.