pędem na część kolumny, ale wpadli na mur bagnetów, nie mając broni.
Zacięta walka rozpoczęła się i trwała długo. Widocznem było, że Moskwa chciała otoczyć, od lasu odciąć i zmusić ich do poddania. Ale choć ze strony powstańców gorsze było uzbrojenie, lik mniejszy i niewielka wprawa, bo wszyscy niemal raz pierwszy walczyli, zapał był tak szalony, tak zuchwały, taka zajadłość w młodzieży, iż Moskale, którzy raczej krzykiem i hukiem spodziewali się przerazić, niżeli walcząc zacięcie, popróbowawszy raz i drugi natarcia, choć nie pierzchali, widocznem było, że szli miękko i jakby wątpiąc o sobie. Z tej chwili niepewności potrzeba było korzystać. Tłum cały w ściśniętych szeregach począł od lasu wychodzić w pole przebił słabo opierającą się kolumnę i powolnym marszem, w pośrodek wziąwszy wozy i bagaże, wyszedł na równinę.
Moskale, strzeliwszy kilka razy, ścigać go nie myśleli. Z ich strony ranny był major, który wyprawą dowodził, ubitych kilkunastu, rannych bardzo wielu.
Ale i nasi ponieśli znaczne straty, po większej części w tych, którzy zbytni zapał i niedoświadczenie życiem opłacili.
Kilku wyrwało się tak naprzód, że ich skłuto bagnetami, innych mieli czas wziąć
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/438
Ta strona została skorygowana.