na cel. Wojtek dostał drugi postrzał w nogę nie niebezpieczny, ale bolesny. Doktor Hensch, który nie opuszczał obozu, wyjął mu kulę, a poczciwe chłopię, kulejąc, powlokło się z uśmiechem na ustach.
— A już też ta bestya stary Jerzy, co mi wszystko oczy kłuł, że że mnie nigdy żołnierz nie będzie, nie powie teraz, żem nie żołnierz; jak święty Tomasz, kiedy mu jeszcze będzie nie do wiary... to niech palec włoży.
Bernardynowi choć stał na uboczu przestrzelono kaptur, ciągle się też dziwował dlaczego nie głowę i powtarzał:
— A gdybym był choć odrobinę w tył się pochylił, co by było?
— Byłbyś jegomość leżał w piasku — mówił Wojtek — jak ten poczciwy cyrulik z Warszawy, który i Jezus Marya nie krzyknął; stał bliziutko przy mnie, kulka przyszła, pocałowała go w same czoło i tak nieboraczek zadarł nogi, nawet się ze mną nie pożegnawszy.
— Ażebyś jegomość widział — mówił dalej — jak się na niego Moskale rzucili, tylkośmy się z tego miejsca odsunęli. Koło żadnej panny tyle się garderobianek nie uwija, co tam koło niego było po śmierci przyjaciół. Ja przystałem za krzaczkiem, bo mi ta kula zawadzała okrutnie, patrzę,
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/439
Ta strona została skorygowana.