Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/440

Ta strona została skorygowana.

pełznie jeden, macnął go, a że widać musiał być ciepły, dla bezpieczeństwa pchnął go jeszcze w samo serce bagnetem. Ale bestya z kalkulacyą; bał się surduta podziurawić, to mu go wprzód rozszpilił. Potem obejrzał buty czy warto zdejmować, dalej do kieszeni, do jednej, do drugiej, jak go zaczął, pedam jegomości, patroszyć, jak zaczął obracać, ten sobie, ten sobie, tak w kwadransik obrali go jak orzeszek z łupinek i leżał se jak go matka narodziła. Już co do tego, to Moskal sprawny jest jak nikt! Nie było kieszonki, żeby nie zajrzeli. Jeden nawet gdzieś słyszał, że bywają w guzikach imperyały, bo i te zaczął pruć. Takie to bestyjstwo łakome...
Tak opowiadał Wojtek w czasie, gdy ostrzeliwani zdala, szli powolnie w kierunku drugiego lasu, po za którym spodziewali się połączyć z oddziałem, o którym Karolowi dano znać rano. Stary kapitan wrócił był do swojej wioszczyny; w czasie bitwy, instynktem wiedziony, sam Gliński dowodził. W znacznej już byli od Moskali odległości, gdy, siadając na podanego konia, poczuł jakieś niezwyczajne ciepło w prawej nodze. Wiedzą to wszyscy, co bywali w boju, że otrzymana rana nigdy się w pierwszej chwili czuć nie daje, chyba, by była bardzo ciężką, dopiero krew pły-