wylanej za Ojczyznę! Ale spodziewam się — dodał — że to mała rzecz.
Karol się uśmiechnął, choć zęby miał zaciśnięte z bólu i rzekł cicho:
— Zapewne, że to mała rzecz być musi.
Ale Hensch, który w tej chwili ranę sondował, chcąc kulę dobyć, która w niej została, podniósł głowę ku Berdyszowi, dając mu do zrozumienia, że mogła to być rzecz nie tak mała jak im się zdawało. W istocie kula zgruchotała kość, weszła głęboko i na prędce tak z raną poradzić sobie nie było można. Hensch wniósł, ażeby zrobić nosze utwierdzić je między dwoma końmi i przewieść tak dalej Karola w miejsce bezpieczne. Sam Gliński, który się łudził z początku, że mu ta rana dowództwa nie odejmie i do walki nie przeszkodzi, poczuł teraz, iż na dłużej niż myślał, przyjdzie oddział opuścić. I Berdysz, przypatrzywszy się z bliska ranie, posmutniał.
— Jeśli chcesz — rzekł — dłużej ojczyźnie być pożytecznym, potrzeba ci bracie poszukać gdzie spokojnego kąta i wylizać się nieco. Ale o to nie będzie trudno; pierwszy dwór szlachecki, jaki spotkamy na drodze, gościnnie cię przyjmie, a tymczasem ja ci twoich zuchów zachowam i jak wydobrzejesz, oddam ci ich, spodziewam się, w całości. Dziś — dodał żywo — wypada
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/445
Ta strona została skorygowana.