myślą, z którą proboszcz chciał posyłać do niego, on przybiegł do proboszcza.
— Jegomościuniu, rzekł, stawiając laskę w kącie i całując staruszka po ramionach — jegomościuniu, jak pana Jezusa kocham, wielka nowina!... Jutro będziem mieli gości!
— Co to ty myślisz — panie Jędrzeju — że ty mnie co nowego powiedziałeś? A toć ja od godziny potnieję w gorączce, myśląc o tem i już miałem mojego drapichrósta posyłać do waszmości, żeby się z nim poradzić. No cóż myślicie? Czy pozamykamy im drzwi i milczkiem tak te poczciwe dzieciska zbędziemy?
— A!... Ojcze dobrodzieju, ale to jutro za nimi ani chybi przyjdzie siła tych stupajków i dopieroż nas tu oporządzą!!
— Słuchaj-no, panie Jędrzeju, jak te kapuśniaki się przywloką, to choćbyśmy jak żółwie siedzieli w skorupie, nie uwierzą, żeby nam do swoich serce nie zabiło. Już co ma być to będzie, a co trzeba zrobić, to należy zrobić po Bożemu.
— Więc jak jegomośś radzi?
— Jak ja radzę? Słuchajmy serca, a jutro, choćbyśmy odpokutowali, no, to będziemy cierpieć za wiarę i ojczyznę. Jegomość, panie Jędrzeju, przysposób prowiant i przyjęcie uczciwe, bo to i zgłod-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/449
Ta strona została skorygowana.