lekką otrzymał ranę; pocieszano się jednakże, iż starania doktora i młodość, zwyciężyć niebezpieczeństwo potrafią.
Młot, który dotąd był jeszcze w Warszawie, a tegoż wieczoru szczegółowe odebrał wiadomości o losach oddziału, którym dowodził jego przyjaciel, nadbiegł z listami nazajutrz rano. Chciał on utaić smutny wypadek, lub przynajmniej małoznaczącym go uczynić, ale przyszedł zapóźno; od niego więcej szczegółów dowiedziały się panie. Były już prawie na wsiadanem, gdy nadbiegł, a widząc upakowane powozy, ze zwykłą sobie rubasznością, którą może chciał rozweselić Jadwigę, rzekł do niej:
— Nigdy nie śmiałbym być tak bardzo natrętnym, ale widzę, że się już pani waży na wszystko, a kiedy rusza do powstania, mogłaby doprawdy i mnie zabrać z sobą.
Przyznam się, że jestem w wielkim kłopocie, jak się z Warszawy wydostać. Mówią, że mnie strasznie szpiegują na rogatkach, ale fizyognomię mam tak niepoczesną, że gdyby pani się zlitowała a pozwoliła mi siąść na kozioł jako lokajowi, nikt by się we mnie przyszłego wodza wojsk powstańczych nie domyślił...
— Z największą chęcią — odpowiedziała Jadwiga — zabieraj się pan i jedź, ale z jednym warunkiem: że w drodze uciec
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/469
Ta strona została skorygowana.