skonale zna, ochrzczona imieniem kochanej Jagny.
— Ale któż to jest? co? skąd? jak? — zapytał wąsaty kapitan — mówcież po ludzku i prozą!
— Prozą o Jadwidze! — ozwał się głos z za stołu. — Żądasz niepodobieństwa.
— No, to wierszami, a po polsku — rzekł zniecierpliwiony kapitan.
— Kto ma głos? — spytał Henryk — boć trzeba, żeby to ktoś porządnie zredagował kapitanowi. Wszyscy ci panowie — dodał — są mniej więcej zakochani, zatem żaden z nich nie kwalifikuje się do malowania portretu. Ja jestem stary, szpetny, ospowaty, żonaty i z natury szyderca, mogę panu zrobić jej karykaturę.
— Już choćby karykaturę — rzekł kapitan — a nie nudźcież mnie dłużej.
Dunio uderzył w stół nożem, zadzwonił widelcem o szklankę i zawołał:
— Mości panowie, uciszcie się! Pan Henryk Gros odmaluje wam karykaturę panny Jadwigi Żylskiej.
— Co? Jadwisia Żylska? — krzyknął kapitan. — To ten kopciuszek wyszedł na heroinę. Ależ jam to dzieckiem na rękach nosił, tego brzydala! Czy tak wypiękniała? bo dziewczynką małą jak była serdecznie
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/47
Ta strona została skorygowana.