jeżdżających, a oficerowie moskiewscy nie zawsze dawali dowody, nie powiem już cywilizacyi, ale nawet uczucia ludzkiego przy spotkaniach z podróżnymi. Im mniej domyślni, im gorzej kraj znający, tem dziwaczniej czepiali się do wszystkich, często przepuszczając tych, co się zatrzymywania obawiali, a następując najniewinniejszych. W ciągu pierwszego dnia podróży, Młot który wiózł przy sobie dosyć papierów, aby za nie sześć razy być powieszonym, na chwilę nie stracił humoru, a do spotkanych Moskali czepiał się z taką bałwanowatą naiwnością, że jeden oficer uczynił na popasie uwagę tym paniom, iż w podróż z tak nierozgarnionym człowiekiem, niebezpiecznie się było wybierać. Tysiące drobnych scen komicznych ożywiały smutną tę podróż, a im bardziej się zbliżali do celu, tem Jadwiga niespokojniejszą była i smutniejszą. Już nawet nie wyczerpana wesołość Młota, ożywić jej nie mogła. Podróż zaś sama przez kraj, który już nosił na sobie ślady barbarzyńskiego gospodarstwa Moskali, nie była wesołą. Popalone chaty, poranieni ludzie, pędzeni więźniowie, pochwytani gdzieniegdzie powstańcy, trupy jeszcze nie przysypane ziemią lub świeże żółte mogiły, ślady gwałtów, mordu i pożogi ściskały za serce
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/472
Ta strona została skorygowana.