jej szczególnie wcale nie jest klasyczną, nie jest to Juno z Villa Ludovici, ani profil medalu greckiego, ale wpatrzywszy się w te piwne, pałające oczy, w to czoło białe, po którem olimpijskie grają myśli, w te usta nieco duże i wydatne, ale tyle mówiące; w całą postać niesłychanem namaszczoną wdziękiem, niepodobna czołem przed nią nie uderzyć. Twarz jest pełna charakteru, energii, życia odwagi. Co się tyczy postaci, budowy, ręki, nogi, popiersia, wyzywam, żeby mi kto co równie kształtnego i prawdziwie pięknego pokazał. Spojrzawszy na tę kobietę, widzisz od razu, że jej piękności nadaje duch, co ją opromienia. Znam tysiące do niej podobnych, jak dwie krople wody, a najzupełniej brzydkich; piękność jej stanowi wyraz...
— No, a może i te dwa czy trzy miliony, które mieć będzie w posagu, — rzekł kapitan — nie licząc sperandy po ciotce bezdzietnej — dodał, śmiejąc się.
— Przepraszam — odezwał się, jak zawsze z wielką powagą hr. Albert — Ida i bez milionów byłaby uroczą.
— A z milionami — rozśmiał się Dunio — tak jak kapłon z truflami, gorszą nie jest.
— Ale jakąż tu ona rolę odgrywa? — spytał wąsaty.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/50
Ta strona została skorygowana.