— Czy mogę dokończyć karykatury? — rzekł Henryk. — Zdaje mi się, że mam do tego prawo.
— Kończ, ale prędko — szepnął ktoś z boku — licho ich wie, policya czuwa, gotowi pomyśleć, że jakie spiski tu knujemy, trzebaby się rozchodzić...
— Kończę więc na prędce — mówił Henryk — panna Jadwiga z ciotką mieszkają tu od roku. W półcieniu jestem zmuszony narysować ciotkę, najświętszą z ciotek, ale najniedołężniejszą z niewiast. Nieboraczka od śmierci nieboszczyka męża, którego bardzo opłakiwała, bo kogóż ona nie kocha i po kim nie płacze?... utyła tak niezmiernie, że z ciężkością poruszać się może. W domu wożą ją z krzesełkiem, do powozu prowadzi przynajmniej dwóch lokajów. Nic nie robi tylko płacze, rozpadając się nad Jadzią, pije kawę, szyje na kanwie, nie dopuszcza, ażeby się co jej ubóstwionemu dziecięciu przykrego stać miało. Miarkujecie, jak wygodnie z taką bezwładną mistrzynią takiemu roztrzepańcowi jak Jadzia. Pocałuje ciotkę w czoło i nim ta ją wstrzymać potrafi, już furknęła gdzie chciała.
— A ferta się też bardzo? — zapytał kapitan.
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/51
Ta strona została skorygowana.