splecione, w koło głowy obwinięte i w węzeł za nią foremny ułożone. Piękne oko ciemne, nos prosty, trochę szerokie rumiane usta, uderzały w tej twarzy, nieco ogorzałej i czerstwem zarumienionej zdrowiem.
W bardzo pięknej białej rączce trzymała książkę, ale jej nie czytała, gorączkowo zrywała się kilka razy do okna jakby na coś oczekując, potem zadumana chodziła znowu, dając ciotce znaki niecierpliwości. Ciotka, spoglądając na nią, ruszała czasem ramionami. Milczenie trwało czas jakiś, gdy do drzwi salonu zapukano, Jadwiga szybko do nich pobiegła i rozmówiwszy się przez chwilę z kimś stojącym na progu, poskoczyła cała zarumieniona do ciotki.
— A widzi ciocia — rzekła — dlaczego mi było nie pozwolić pójść na to nabożeństwo u Karmelitów, tłumy słyszę były ogromne, ale godzina ranna i kobiet prawie nic. A jużciż i my Polki jesteśmy, i my mamy dla ojczyzny obowiązki, i my z braćmi iść powinniśmy! A! nigdy sobie nie daruję, żem cioci posłuchała, trzeba było uściskać, pocałować i uciec. Ciocia by mnie nie dogoniła! Najwspanialsza w świecie rzecz, całe nasze poczciwe obywatelstwo, cała nasza serdeczna szlachta, którą miasto witało z okrzykami. Mówią, że wprost
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/59
Ta strona została skorygowana.