ztamtąd miała wyjść wielka procesya przez Stare-Miasto, Święto-Jańską, plac Zamkowy, do pałacu Namiestnikowskiego, aby bratersko połączyć się z rolnikami, którzy dziś są już całkiem inaczej usposobieni. A! jak to będzie cudownie! Trzeba tam być koniecznie, ja wiem, że idę pod pałac namiestnikowski witać tę procesyę... natychmiast...
Ciotka aż odsunęła krosienka i choć z ciężkością ruszyła ku siostrzenicy, załamując ręce.
— Jadziu! dziecię moje! na popioły matki cię zaklinam, zlituj się nademna, nie czyń tego! Czuję, choć nic nie wiem, ze burza jakaś wisi nad naszemi głowami, nie puszczę cię, nie pozwolę, nie mogę...
Jadwidze łzy stanęły w oczach, przyklękła przed ciotką, objęła ją rękami, zaczęła całować w kolana i prosić, ciotka się aż rozpłakała.
— Ty wiesz, dziecko moje, że mnie słabą istotę zawsze łzami swemi zwyciężysz, ale godzisz się to, dla fantazyi taką trwogą napełniać serce moje?
— Ciociu, nie dla fantazyi, ale tam nas woła obowiązek!
— Obowiązki kobiety całe są w domu moje serce!
— Nie zupełnie się na to zgadzam, cio-
Strona:PL JI Kraszewski Para czerwona.djvu/60
Ta strona została skorygowana.